czwartek, 20 sierpnia 2015

Dotyk pierwszy : Wierzę, że mogę latać . Wierzę, że mogę dotknąć nieba.

- Jestem już spóźniona - jęczysz, szorując szczoteczką rządek zębów, równocześnie próbując naciągnąć na nogi treningowe dresy. 
Bezwładnie poruszasz się po piętrze, odbijając od ścian pomieszczeń, zataczając się do swojej sypialni i upadając na miękki materac łóżka. Miętowa pasta coraz mocniej drażni podniebienie oraz wrażliwe dziąsła jaki i nadszarpnięty z rana humor. 
- Sophie...- słyszysz tłumiony krzyk swojej rodzicielki z dołu. - Pośpiesz się dziecko...- dodaje , na co przytakujesz z grymasem głową.
Nasuwasz przyjemny materiał na nogi, a gumka idealnie opina twoje biodra. Przygryzasz dolny płatek wargi, wracając do łazienki, w której zatrzymujesz się naprzeciw dużego lustra i umywalki. Nachylasz się łagodnie, odkręcając kurek ciepłej wody , upijając równocześnie sporą jej część. Przymykasz wciąż znużone snem powieki , wypluwając całą zawartość z cichym westchnięciem. Ocierasz ręcznikiem wilgne wargi, opuszczając pomieszczenie i powolnie zbiegając po schodach. 
- Mówiłam, prosiłam. Jak na sportowca to Skarbie jesteś bardzo leniwa - żali się, upijając ostatni łyk świeżej kawy, odstawiając puste naczynie do zlewu. 
Bezwładnie skinasz głową , przegryzając leniwie kęs kanapki i upijając łyk ciepłej herbaty. 
- Ja też Cię bardzo kocham, Mamo - wychrypujesz z sarkazmem, wracając do sypialni, z której zabierasz z obrotowego krzesła przygotowaną torbę. 
- Uciekam na trening - mówisz - Do zobaczenia później - całujesz Ją w policzek, wychodząc. 
Na zewnątrz wita Cię lekki wiatr, który drażni rozgrzane policzki i odsłoniętą część ciała. Jako mieszkanka alpejskiego kraju powinnaś idealnie się do tego przyzwyczaić. Być na to odporną , ale jednak jakaś część Ciebie nie potrafiła się z tym oswoić. Wzdychasz ciężko, chowając dłonie w kieszeniach spodni, spokojnie przemierzając znajome uliczki miasta. Mętnym wzrokiem wodzisz po starych kamieniczkach, wysokich drzwiach i mijających Cię samochodach. Wszystko tak mocno dokądś zmierza. 
Zastygasz w bezruchu, wpatrując się w punkt ulokowany przed sobą. Tępo docierają do Ciebie krzyki bawiących się dzieci na pobliskim placu zabaw czy krzyk Ich matek, które starają się zapanować nad niesfornymi pociechami. Kąciki warg mimowolnie wznoszą się do góry. Tak właśnie wyglądało twoje miasto. Leniwie ruszasz przed przed siebie , zza kilkoma lekko ugiętymi gałęziami dostrzegając cel. Idealną konstrukcję, powodującą nie jedno spojrzenie strachu, szacunku i podziwy od mijających ją mieszkańców czy turystów. Nikt nie potrafi zrozumieć na co targają się Ci ludzie. Co takiego mogą czuć, gdy unoszą się nad ziemią, prócz lęku? Przecież to takie nieodpowiedzialne. Nie prawda. Jakaś część Ciebie złości się na dźwięk tych uwag. Na kilka zbędnych zdań osób, które chcą się wypowiadać na temat sobie obcy. Na rzeczy, której nie znają i nie potrafią zrozumieć.
Uśmiechasz się dumnie, zatrzymując naprzeciw Bergisel. Ty zawsze przychodzisz tutaj z pozytywnym nastawieniem i wiarą. Uczuciem, które co dnia pozwala Ci budzić ze świadomością, że wszystko układa się idealnie i jest na odpowiednim miejscu. Że skrywane marzenia się spełnią.
Skinasz pewnie głową, wkraczając na teren roztaczający się wokół obiektu. Posyłasz szeroki uśmiech w kierunku znajomego ochroniarza, który odwzajemniania twój gest. Pospiesznie znikasz w jednej z alejek, która usłana jest z każdej strony drewnianymi domkami. Zatrzymujesz się przy jednym z nich, wchodząc do środka.
- Sophie - krzyczą, witając się po kolej z Tobą buziakiem w policzek. 
Uśmiechasz się blado, odrzucając sportową torbę na pobliską ławkę. Zwinnym ruchem rozpinasz zamek swojej bluzy, zsuwając ją z ramion i zawieszając na wieszaku. Uśmiechasz się w stronę dziewczyn, rozwiązując sznurówki butów i odrzucając je po krótkim czasie na bok. Po piętnastu minutach jesteś gotowa. Z radością dopinasz zamek kombinezonu, ruszając w kierunku belki.
- Dzisiaj dziewczyny dopracowywać będziemy pozycje w locie i wyjście z progu, bo jak same doskonale wiecie za kilka tygodni Mistrzostwa Kraju i musicie pokazać swoją siłę. - mówi z pewnością , spoglądając mętnym wzrokiem na trzymane w dłoniach notatki. - Dobrze, więc możemy zaczynać - dodaje po chwili, kierując się w stronę trenerskiego gniazda. Tak wygląda każdy, twój dzień. Dwadzieścia cztery godziny, które rozdzielasz pośród obowiązkami uczennicy, zawodniczki oraz córki. Pełnoetatowe role, które starasz się idealnie spełniać. Stabilizujesz myśli, nasuwając na swoją twarz gogle. Cieszysz się , ponieważ robisz coś, co kochasz całym sercem.

*

Siedzisz na trybunach , obserwując z zamyśleniem lądujące na zielonym igielicie zawodniczki. Widzisz Ich kruchość w powietrzu, podziwiając równocześnie Ich odwagę. Ty już nie potrafiłeś takim być. Nie potrafiłeś spoglądać spokojnie z belki startowej, bo wtedy mimowolnie wracał obraz upadku. Ten ból przeszywający ciało i utrata kontaktu z rzeczywistością. Dalekie krzyki kibiców i nagle martwa cisza. To Cię zabijało.
Przełykasz z trudem ślinę, upijając łyk wody mineralnej. Mimo wszystko wciąż lubisz tutaj przychodzić. Lubisz podziwiać przyszłość skoków w Austrii, która nie umiera. Kąciki ust mimowolnie wznoszą się do góry. Poprawiasz na nosie przeciwsłoneczne okulary, na moment uciekając z powrotem do czasów , gdy święciłeś triumfy. Gdy twoje nazwisko spoczywało na wargach każdego mieszkańca Austrii , ale nie tylko. Wypuszczasz z ust ciepłe powietrze, podnosząc się z miejsca i kierując w stronę wyjścia. Te czasy już niestety minęły.  Ostatni raz spoglądasz przez swoje ramię , skinając głową.
- Racja, te czasy już minęły - wychrypujesz cicho, opuszczając teren skoczni.
Podążasz przed siebie, silnie starając się ukryć dłonie w kieszeniach spodni. Oddychasz ciężko, wymijając bezwładnie ludzi, którzy nagle wyłaniają się na twojej drodze. Ten temat mimo upływu czasu pozostawia ból. Ta myśl, że trzeba zapomnieć o czymś, co kiedyś trzymało Nas przy życiu. Co pozwoliło uciec od młodzieńczych problemów. To sport uchronił Cię przed moralnym upadkiem.
Uśmiechasz się krzywo, wdrapując leniwie po kilku schodkach do dębowych drzwi, w których przekręcasz srebrny , lekko zardzewiały klucz. Naciskasz silnie na klamkę , wchodząc do środka. Dziś jesteś Sam , a gdy przekraczasz próg idealnie to odczuwasz. Zero radosnego krzyku Lili. Zero dźwięku grającego telewizora czy radia. Zero jakiegokolwiek innego dźwięku. Tylko cisza i Ty. 


Od autorki : Mamy pierwszy rozdział. Nic nie wnoszący, ale jednak musiał się pojawić. Jedyneczka pisana z retrospekcji, więc ta dwójka się jeszcze nie zna, ale to się zmieni niedługo. Dziękuję za każdy komentarz. Nie sądziłam, że będzie ich aż tak wiele . Bardzo dziękuję i mam nadzieje, że Was nie zawiodę. Buziaki ;*

niedziela, 16 sierpnia 2015

Dotyk zerowy : Ludzie są inni, kiedy możesz poczuć ich zapach i zobaczyć ich z bliska.


Oddychasz miarowo, poruszając zgiętymi dłońmi w gęstej przestrzeni sali treningowej, spoglądając kątem oka na mężczyznę w białym ubraniu, który notuje pojedyncze słowa na kartce papieru , poprawiając jednym ruchem zsuwające się z nosa okulary.
- Proszę przyśpieszyć - wychrypuje, na co skinasz bezwładnie głową.
Nogi coraz mocniej Ci drętwieją, a pot spływający strużkiem po skroniach, nie przyjemnie drażni skórę. Przymykasz na moment ociężałe powieki, oblizując językiem zaschnięte od ciepłego oddechu wargi z trudem przełykając ślinę.
- Dobrze, koniec - mamrocze niewyraźnie, naciskając czerwony przycisk "stop" na bieżni.
Uśmiechasz się blado, schodząc leniwie na twardą podłogę, pochylając się łagodnie i układając wilgne dłonie na zgiętych lekko kolanach. Oddychasz ciężko, zerkając przez kilka niesfornych kosmyków na kadrowego lekarza. 
- Wszystkie czynności są bardzo dobre. wszelkie wyniki badań również, więc nie widzę przeciwskazań i prawdopodobnie mogę przywitać nową zawodniczkę naszej kadry - uśmiecha się promiennie, podając Ci butelkę wody mineralnej.
- Dziękuję - dyszysz , upijając sporą zawartość plastikowego naczynia, odrzucając go po chwili na sportową torbę.
Mężczyzna skina głową, odrzucając papiery na stos innych , leżących na blacie dębowego stoliczka, zajmując miejsce za biurkiem. Na dobrą chwilę tracisz kontakt z lekarzem, siadając naprzeciw Niego, tępo obserwując  wizerunki sportowców, zdobiących niemal każdą ścianę pomieszczenia. Uśmiechasz się , dostrzegając sporo znajomych twarzy, którzy niegdyś tworzyli dla Ciebie autorytet, gdy byłaś małą dziewczynką. 
- Tutaj są wszystkie dokumenty i mówię do zobaczenia na wszystkich skoczniach świata - podnosi się z miejsca , wyciągając smukłą dłoń w twoim kierunku, którą ujmujesz w swoją, delikatnie nimi kołysząc.
Uśmiechasz się szeroko, dziękując i rzucając ciche do zobaczenia. Odsuwasz krzesło od mebla, kierując się po swoja torbę , którą przewieszasz przez swoje ramię. Uśmiechasz się ostatni raz w kierunku mężczyzny, opuszczając gabinet. Zatrzaskujesz za sobą stare drzwi, łagodnie podskakując do góry , bardzo ciesząc się z usłyszanej wiadomości. Powołanie do kadry od zawsze było twoim marzeniem. Od czasu, gdy jako mała dziewczynka zakładałaś narty i siadałaś na oddalonej od ziemi, drewniane belce z respektem spoglądając na dłużący się rozbieg i roztaczający się dookoła krajobraz Alp. Na samo wspomnienie uśmiechasz się blado, odpychając od siebie ciężkie drzwi kliniki. Na zewnątrz wita Cię chłodny powiew wiatru. Mrużysz powieki, zapinając pod szyję zamek swojej bluzy. Nagle kamieniejesz w miejscu, tępo spoglądając przed siebie. wszystkie wspomnienia wracając. Wszystkie uczucia znów targają twoim sercem, jak tamtego dnia. Czyli jednak, żadne z Was się nie zmieniło.
- Thomas? - pytasz cicho, mrużąc brwi i uważnie starając się przyjrzeć znajomej sylwetce chłopaka. Blondyn pośpiesznie odwraca się w twoim kierunku. Widzi Cię i dobrze o tym wiesz, ale jedna nie ruszasz się z miejsca. On też nie robi żadnego kroku. Stoi w tej samej pozycji, nawet nie drgając, a Jego spojrzenie przeszywa Cię na wskroś mimo przeciwsłonecznych okularów. Uśmiechasz się blado, poprawiając na ramieniu sportową torbę, łapiąc łapczywie rześkie powietrze. 
- Co Ty tutaj robisz? - wychrypujesz niepewnie, zatrzymując się naprzeciw Niego. 
Były skoczek bacznie Ci się przygląda, a uśmiech nawet na moment nie znika z Jego twarzy. 
- Udało Ci się - wyznaje , ignorując zadane pytanie. 
Skinasz bezwładnie głową. 
- Tak, udało Mi się !


Od autorki : Musiałam to zrobić. Musiałam wrócić do skoków i zimowego ochłodzenia w te parne dni. Ja po prostu musiałam. Mam nadzieje, że ktoś będzie ;)