sobota, 19 września 2015

Dotyk trzeci : Nigdy nie jest aż tak źle. Posłuchaj kogoś, kto był tam, gdzie Ty.


Przebudzasz się po długim śnie, odczuwając odrętwienie całego ciała, które całkowicie uniemożliwia Ci swobodne poruszanie się na rozgrzanym prześcieradle, którego materiał zwija się nieprzyjemnie wokół twoich kończyn. Zaschnięte od ciepłego wargi , rozchylają się niebezpiecznie, pomagając wydobyć się z krtani ochrypłemu jękowi, który drażni pulsujące z bólu skronie. Układasz dłonie po obu stronach swojego ciała, uginając lekko łokcie i podnosząc się do góry. Zmęczona opadasz z powrotem na miękki materiał poduszki, obserwując mętnym wzrokiem ciągnący się w górę przeźroczysty kabelek i podłużną kroplówkę, z której pojedyncze  krople dopływają przewodem do twoich żył. Łapiesz oddech  z paniką, rozglądając się dookoła. Serce nierytmicznie uderza w lewej piersi , pozostawiając po sobie mrowiący ból. Skóra w tamtym miejscu piecze równie mocno , jak kąciki oczu, w których gromadzą się łzy, a w głowie rozsypuje się jedna myśl, że to nie był sen. 
Pociągasz nosem, kręcąc głową z rozpaczą. 

*

Dni tygodnia mijają bardzo szybko. Z wczesnych godzin poniedziałkowego poranku nagle staje się późny, piątkowy wieczór, co jednak niczego nie zmienia w twoim życiu. Znów od razu po przebudzeniu siadasz w starym, bujanym fotelu , tępo wpatrując się przez zszarzałe firanki i niedomyte okiennice. Nikogo tutaj nie wpuszczasz. Nie masz ochoty czuć na sobie spojrzeń troski czy współczucia. Sama wystarczając sporo w sobie go masz.
Wypuszczasz z ust ciepłe powietrze, zakrywając się jeszcze szczelniej ciepłym kocem, nie zmieniając punktu ulokowania wzroku. Twoje życie zakończył się tamtego dnia, gdy los brutalnie pozbawił Cię pasji i miłości. Zabrał coś , co pozwalało normalnie funkcjonować i radzić sobie z codziennymi problemami nastoletniej dziewczyny, z którymi nie raz przyszło Ci się zmierzyć. Mimo nadziei , którą żyją twoi rodzice , członkowie sztabu czy lekarze, nie chcesz już słyszeć o powrocie. O ponownym siadaniu na belce , na odbiciu się z progu i lataniu. Dzisiaj jest to dla Ciebie za dużo. Strach i lęk przeszywają ciało na samą myśl i wspomnienia, które tlą się w głowie na sam powrót do tamtej sytuacji. Chwili, od której wszystko zależało.
Przekręcasz lekko głowę, pociągając leniwie nosem. Do twoich uszu dociera tłumione pukanie do drzwi , ale nawet nie drgasz, nie mówiąc już o krótkim słowie, które upoważniłoby twojego gościa do naciśnięcia na klamkę i stawienia kresu samotności.
- Sophie...- słyszysz cichy głos rodzicielki, ale nawet nie spoglądasz w Jej kierunku.
Kobieta spuszcza głowę, domyka za sobą drzwi i powolnie rusza w twoją stronę. Niepewnie zajmuje miejsce na twoim łóżku i ujmuje w uścisk twoją dłoń. Pustym wzrokiem spoglądasz na przepełnione smutkiem i bezsilnością tęczówki oraz pojedynczą łzę , spływającą po lekko zapadniętym policzki, wyżłobioną wcześniej drogą.
- Będziemy mieć gościa - wyznaje cicho, starając się uśmiechnąć, ale kąciki Jej warg tylko drgają niemrawo - Zrobiłam twoją ulubioną sałatkę - dodaje słabo, opierając się czubkiem głowy o twoje ramię. 
Przytakujesz bezwładnie głową, ale te słowa pośpiesznie ulatniają się z twoich myśli , znów pozostawiając tę cholerną pustkę. 
Wstajesz z miejsca, bez słowa ruszając w stronę wyjścia, a później także schodów. Przez chwilę jeszcze się wahasz, ale później schodzisz spokojnie po stopniach, zajmując miejsce pośpiesznie na drewnianym krześle przy stole usytuowanym na samym środku jadalni. Nie odzywasz się, jedynie tępo wpatrując w idealnie ułożone sztućce i białe talerze, w których blado maluje się twoja twarz. Zapadnięte policzki i podpuchnięte  oczy. Przejeżdżasz opuszkami palców po wilgnej skórze. Nigdy taka nie byłaś. Gdzie podziała się ta wesoła i wiecznie radosna Sophie.? 
Sznurujesz szczelnie wargi, odwracając głowę w innym kierunki, natrafiając na lekko pogarbioną sylwetkę swojego Ojca, który stara się , abyś nie dostrzegła smutnego wzroku, który posyła Ci za gazety. 
- Przestańcie - wychrypujesz słabo - Przecież nic się nie stało - dodajesz lekko podniesionym głosem , a spoczywające na kolanie i kostce usztywniacze jeszcze mocniej Ci ciążą.
Ze łzami w oczach na nie spoglądasz z trudem przełykając ślinę, równocześnie opuszczając materiał obrusu. W pomieszczeniu panuje niespokojna cisza, która Cię drażni. poprawiasz kosmyk włosa, który ukrywasz zza uchem. Na widelec trzymany ledwo w dłoni nabijasz zieloną sałatę i koktajlowego pomidora. Każdy kęs lekkiego dania mimo wszystko ciężko przeciera się przez coraz bardziej zacieśniające się gardło. 
Pukanie do drzwi odwraca twój wzrok na jakiś czas, a smak i chłód pomidora drażni wrażliwe podniebienie. Nerwowo zerkasz na swoich rodziców i Ich ukradkowe spojrzenia, pół uśmiechy goszczące na wargach.
- To nasza ostatnia nadzieja - wychrypuje, całując Cię w czubek głowy i gładząc po długich włosach.  Mrużysz brwi, zerkając na Nią z zapytaniem, ale milczy, a Ty jednak po krótkiej chwili słyszysz znaczące chrząknięcie i widok osoby, której nigdy nie spodziewałaś się we własnym domu.  



Od autorki : Jest i trójeczka. Można powiedzieć , że dopiero , ale wpadłam w jakiś dołek pisarski i nie potrafię już pisać z sensem , jak kiedyś. Czegoś Mi brakuje, myślałam, że odpoczynku i spokoju, ale to też nie pomogło. W końcu po kilku tygodniowej przerwie wracam z tym czymś. Mam nadzieje, że się Wam spodoba. Czekam na opinię i buziaki ;*

wtorek, 1 września 2015

Dotyk drugi : Kiedy próbuje się wznieść, upadam bez moich skrzydeł.

Ten dzień nadszedł zdecydowanie za szybko. Za szybko stajesz przed lustrem z ogromnym skupieniem , tępo łapiąc opuszkami palców zamek bluzy, zasuwając go niemal pod samą szyję, krzywiąc się, gdy w myślach wracasz do nieprzyjemnych wypadków z dzieciństwa. Syczysz , kątem oka zerkając na odbijający się w lustrze zegar, który spoczywa na ścianie za Tobą. Rozchylasz lekko zaschnięte wargi, a ciepłe powietrze w sporej ilości delikatnie je drażni. Ten czas zbliża się nieubłaganie. Zbliża się czas, w którym możesz wszystko stracić, ale też wiele zyskać.    
Przymykasz powieki na krótki moment, starając się skupić wszystkie swoje myśli w jedną. Do uszu dociera jedynie rytmiczne uderzenie serca i dźwięk samochodowego silnika. Zagryzasz wargę, łapiąc za pobliską torbę. W niewielkim korytarzyku napotykasz na sylwetkę swojej rodzicielki, z którą witasz się przelotnym buziakiem w policzek. Nie chcesz się rozpraszać , więc w ciszy kierujesz się do samochodu, niemal potykając się o niezawiązane sznurówki. Cicha wiązanka wulgaryzmów wydobywa się z twoich ust , a dłonie ze sporym impetem zatrzaskując drzwiczki. 
Zamyślonym wzrokiem wpatrujesz się w krajobraz miasteczka, zatapiającego się w lekkim pół mroku. Twoje wargi wyginają się w leniwym uśmiechy, a policzek przylega do chłodnej szyby. Na moment uciekasz w swój, własny świat. Świat własnych uczuć i myśli.
Wzdychasz ciężko już z daleka widząc skocznię. Latarnie rozświetlają delikatnie jej szczyt, nadając wielkiej potęgi. Ten widok wywołuje mrowienie w żołądku. 

*

Wraz z grupką kibiców stajesz przed kasą, nerwowo rozglądając się dookoła. Pojawiasz się tutaj, chociaż wiesz ile Cię to kosztuje. Ile ukłuć serca, które nie potrafią spokojnie spoglądać na szczyt skoczni z boku. Z perspektywy zwykłego kibica. 
Ledwo łapiesz oddech, wciskając dłonie usilnie w kieszenie spodni, cicho odkaszlując. To tutaj spędziłeś całe, swoje dzieciństwo czy młodzieńcze lata. Pierwsze skoki i sukcesy. Wszystko działo się właśnie tutaj. Na Bergisel. 
Mrużysz oczy, gdy czujesz niewygodną ciesz na ich powierzchni. Stawiasz kilka kroków, zerkając z łagodną irytacją na sporą kolejkę , ale własnie tak chciałeś się czuć. Jak zwykły człowiek. Jak zwykły Thomas Morgenstern. Wargi wyginają się w krzywym uśmiechu, a wzrok ponownie wbija się gładko w sportowy obiekt. Jak mocno chciałoby się tam być.  

 *

Wbiegasz lekko zdyszana do drewnianego domku , posyłając zmęczony uśmiech w kierunku pozostałych zawodniczek. odrzucasz torbę na bok, a sama opadasz na miejsce obok. Pochylasz lekko głowę, stabilizując oddech i bicie serca. Do twoich uszu docierają rytmiczne, ale tłumione dźwięki krzyków kibiców oraz muzyki puszczanej przez spikerów. Lekceważysz to, wracając myślami w jedno miejsce, skupiając się na tym co Cię czeka. Walkę o marzenia i dalszą, sportową przyszłość. 
Po piętnastu minutach , ujmując coraz szczelniej parę nart, wspinasz się po kilku stopniach, zerkając mętnym wzrokiem na coraz prędzej zbliżającą się belkę. Numerek widniejący na plastronie, dopinguje twoje serce do coraz szybszej pracy , a oddech płytko przedziera się przez lekko rozchylone wargi. Na zewnątrz powiewa łagodny wiatr, który drażni kosmykami włosów skórę karku. Uśmiechasz się krzywo, układając narty na stopniu z łagodnymi podskokami. Robisz wszystko by rozgrzać swoje mięśnie. Wypuszczasz ciepłe powietrze, a niewielki obłoczek otula łagodnie nabrzmiałe wargi. Jeszcze tylko dwie zawodniczki i twoja kolej.
Skinasz głową, przygryzając dolny płatek wargi. Schylasz się , wkładając buty i zapinając wiązania. Sprawdzasz zapięcie kombinezonu, siadając na skraju belki. Warunki niebezpiecznie się pogarszają i idealnie to odczuwasz.  Przełykasz ślinę, wsuwając się dalej i niepewnie układając fischerowskie narty w torach. Językiem oblizujesz usta, skinając lekko głową, jednak chorągiewka w narodowych barwach Austrii nawet nie drga w dłoniach trenera. Marszczysz brwi. Lekki niepokój zaczyna Tobą targać, ale po chwili jest zielone światło, ale jednak materiał niepewnie kieruje się w dół. Uśmiechasz się, podnosząc z miejsca i układając w przestrzeni w pozycję najazdową. Czujesz się we własnym żywiole. To jest właśnie twoje życie. Skoki narciarskie.
Próg nadchodzi bardzo szybko i pośpiesznie odbijasz się w powietrze, ale niewielki podmuch wiatru wychyla twoją sylwetkę w lewą stronę. Starasz się Ją pośpiesznie korygować, ale nie masz na tyle siły, a podmuch robią z twoim ciałem co chcą. Do oczu mimowolnie napływają Ci łzy, a silny ból przeszywa twoje ciało, gdy styka się ono z ubitym śniegiem, spoczywającym na buli. Przez pierwsze minuty nie masz sił na podniesienie się, a gdy próbujesz, twoje ciało momentalnie zachodzi bólem. Nagle krzyk kibiców zmienia się w ciszę, a po policzku sunie pojedyncza łza. Przymykasz powieki, a później nie potrafisz ich podnieść.

*

Niczym oparzony podnosisz się z miejsca, zerkając na ciało zawodniczki, które osuwało się bezwładnie  po śniegu. Mimowolnie na skórze odczuwasz to uczucie bólu, a twoje ciało zaczyna nieprzyjemnie drżeć. Nie wiesz dlaczego, ale zaczynasz kierować się w stronę leżącej dziewczyny. Wychrypujesz słabe przepraszam przeciskając się przez tłum kibiców, którzy wstali z miejsc, by dostrzec co się wydarzyło. Ty obierasz jeden kierunek, a stający z daleka ochroniarz na twojej drodze, pośpiesznie z niej znika.
- Thomas? – pyta niepewnie mężczyzna, gdy przykucasz przy sylwetce zawodniczki. – Nie mam czasu na rozmowę – dodaje stanowczo, zapinając wokół szyi dziewczyny kołnierz usztywniający. – Idziemy chłopaki – krzyczy, a mężczyźni unoszą nosze z brunetką.
Ze smutkiem spoglądasz na Jej twarz. Na policzki lekko zaróżowione i zamknięte powieki, mając jedynie nadzieje, że Jej życie ze skokami nie zakończy się tak jak twoje. 


Od autorki : Ten rozdział daje już o wiele więcej i fabuła powolnie się rozwija, mam nadzieję, że Was zaciekawiłam. :) Ze względu na rozpoczęcie szkoły rozdziały będą dodawane co sobotę, oczywiście w miarę możliwości. :) Postaram się jak najszybciej nadrobić zaległości u Was. Pozdrawiam i do następnego ;*